Certyfikacja jednostek lasów państwowych w PEFC™ i FSC®
PEFC™ (Programme for the Endorsement of Forest Certification) jest największą na świecie organizacją zajmującą się certyfikacją leśnictwa. Do tej pory ponad 15.000 firm uzyskało certyfikat łańcucha dostaw PEFC, oferując dziesiątki tysięcy certyfikowanych wyrobów na całym świecie.
Certyfikacja gospodarki leśnej FSC® FM (FSC Forest Management) również potwierdza, że dany las jest gospodarowany w sposób chroniący naturalny ekosystem i korzystny dla lokalnej społeczności oraz pracowników, a jednocześnie opłacalny ekonomicznie. Całkowita wielkość obszarów objętych certyfikacją FSC FM w Polsce wynosi prawie 7 milionów ha. Są to lasy zarządzane przez Regionalne Dyrekcje Lasów Państwowych (certyfikat FSC posiadają wszystkie Dyrekcje, z wyjątkiem RDLP Łódź, RDLP Krosno i 3 nadleśnictw RDLP Białystok: Browsk, Hajnówka, Białowieża). Ponadto, w 2017r. certyfikat FSC uzyskał – po raz pierwszy w Polsce – las prywatny (źródło: www.pefc.pl).
Wywiad opublikowany dzięki uprzejmości GAZETY LEŚNEJ
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Czy można o Panu powiedzieć, że jest Pan sprzymierzeńcem przedsiębiorców leśnych, bo przecież kontroluje Pan ich zleceniodawców?
Krzysztof Wypij Audytor Gospodarki Leśnej Bureau Veritas: Nie ryzykowałbym takiego stwierdzenia. Wyniki naszej pracy mogą być bowiem odbierane na dwa sposoby. Z jednej strony rzeczywiście sprawdzamy czy zarządzający lasem, czyli np. nadleśnictwo, odpowiednio wywiązuje się ze współpracy z zakładem usług leśnych (zulem) – terminowo płaci, udostępnia drzewostany. Z drugiej strony jednak jest dużo wymagań, które musi spełnić bezpośrednio przedsiębiorca leśny. Na przykład kwestia dozoru technicznego maszyn, któremu muszą podlegać m.in. wszystkie żurawie w maszynach, albo szkolenia operatorów. Na pewno kilka lat wstecz spotykano nieprawidłowości w tym zakresie. W związku z tym zulowiec może odczytywać, że to dla niego dodatkowe koszty, zatem wszystko ma dwie strony.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Czyli raczej arbiter nie sprzymierzeniec?
Krzysztof Wypij: Po prostu sprawdzam czy wypełniane są wymagania określonych standardów. Kontakt z zakładami usług leśnych następuje w kilku momentach procesu certyfikacji gospodarki leśnej. W ramach systemu FSC® na sześć tygodni przed audytem przeprowadzamy publiczne konsultacje, informujemy wszystkie zainteresowane strony o tym, że będzie taka kontrola. Powiadamiamy również stowarzyszenia przedsiębiorców leśnych. Wysyłamy maila, list. Informujemy jaki będzie zakres audytu. Wtedy to środowisko zuli ma czas na przygotowanie się i ewentualne uwagi. Później często spotykamy się z przedstawicielami tych organizacji podczas samego audytu. No i najważniejszy kontakt – kiedy jedziemy w teren. W dzień audytu udajemy się na wybrane pozycje, gdzie prowadzone są prace w danym nadleśnictwie. Zanim jednak audytor przyjedzie, sprawdza dokumentację: umowę, ofertę, wszystkie dokumenty które zul złożył. Sprawdzamy jak nadleśnictwo je weryfikowało, sprawdzamy listy pracowników i z taką wiedzą jedziemy w teren.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Czyli zul musi się spodziewać, że przyjedzie ktoś kto go już prześwietlił?
Krzysztof Wypij: Rzecz podstawowa, żeby to było jasne – zadanie audytora polega na sprawdzeniu czy wszystkie obowiązujące przepisy, wymagania prawne i wewnętrzne, które dotyczą pracy zula – umowy, SIWZ-y itd., no i oczywiście zapisy standardów PEFC™ i FSC®, których zul często nie czyta – są przestrzegane.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Jakie są główne uchybienia?
Krzysztof Wypij: Przede wszystkim dotyczą środków ochrony indywidualnej. Brak spodni antyprzecięciowych i butów z wkładką, brak apteczki. Zdarzają się: brak gaśnicy, zestawów do pochłaniania olejów, ciągniki z niezabezpieczonymi kabinami. Na pewno rzeczą, która nadal kuleje jest technika ścinki. Nie ukrywam, że w niektórych dyrekcjach musieliśmy uznać to za sprawę zasadniczą do poprawy. Zauważaliśmy stosowanie nieprawidłowych parametrów w przypadku rzazów, brak zawiasy. To świadczy o rutynie, nieodpowiednim szkoleniu lub pośpiechu ale też o braku odpowiedniego nadzoru ze strony zamawiającego.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Jak Pana kontrola może wpłynąć na sytuacje zula?
Krzysztof Wypij: Na pewno nasze działania motywują do większej kontroli zuli przez nadleśnictwo. Odpowiedzialny właściciel firmy będzie to odczytywał pozytywnie. Te kontrole pomogą mu wyeliminować nieprawidłowości. I tak się dzieje. Poprawa w zakładach usług leśnych na przestrzeni lat jest widoczna i to nie tylko my się do tego przyczyniliśmy – jest jeszcze przecież Państwowa Inspekcja Pracy. Widoczne jest, że tam gdzie inspektorzy PIP są bardziej aktywni, zule starają się bardziej.
Na pewno byliśmy aktywni w niektórych obszarach, na których również zależało zulowcom. Tak było w przypadku umów wieloletnich, czy szlaków zrywkowych – temat ten był mocno przez nas wałkowany. Widzieliśmy, że brak takiego szlaku często powodował uszkodzenia drzewostanu – co było niezgodne z wymaganiami standardów gospodarki leśnej. Dla szeregowych pracowników leśnych ważne było zwrócenie uwagi na środki ochrony indywidualnej: kaski, spodnie antyprzecięciowe. Chociaż na te ostatnie często narzekali, że w zimie jest w nich zimno, a w lecie za gorąco. Nie raz słyszeliśmy, że można się w nich zaparzyć.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Czy jest Pan srogim kontrolerem, czy zdaje sobie Pan sprawę, że czasem to taka pokazówka – te maty pojawiają się przed waszym przyjazdem, spodnie są wtedy zakładane?
Krzysztof Wypij: Mamy pełną świadomość tego, że audyt to tylko próbka. Jak każda metoda statystyczna – ma swoje plusy i minusy. Nie mamy przecież do dyspozycji fotopułapek aby monitorować prace w lesie non-stop. Nie jestem srogim kontrolerem, ale z drugiej strony tzw. „ściemy” bardzo ciężko przechodzą. Moje wieloletnie doświadczenie pomaga w rozmowach z zulowcami. Pochodzę z terenów głęboko wiejskich, wiele lat pracowałem fizycznie, również w lesie – potrafię się z nimi komunikować. To ludzie w większości otwarci, a ja nie przyjeżdżam do nich w krawacie, białej koszuli i nie mówię językiem robota urzędowego.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Jak najczęściej się tłumaczą?
Krzysztof Wypij: Najpiękniejsze i moje ulubione wyjaśnienie, spotykane na każdej szerokości geograficznej, to odpowiedź na pytanie o brak spodni antyprzecięciowych. Najczęściej mówią, że „się pobrudziły i są w praniu”. Niektórzy mówią też, że zapomnieli, że zostawili w drugim samochodzie, a niektórzy odpowiadają wprost, że szef nie kupił. To zależy od inwencji człowieka.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: A po stronie LP, jakie są główne uchybienia?
Krzysztof Wypij: Najważniejsze uchybienie jakie może mieć miejsce ze strony Lasów, a które w efekcie może rzutować na wszystko, to podejście typu „podpisaliśmy umowę i reszta nas nie interesuje”.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Czyli spychologia?
Krzysztof Wypij: Tak, totalny brak zainteresowania, kto pracuje, jak pracuje i czym. Zgodnie z wymaganiami standardów certyfikacji gospodarki leśnej praca podwykonawców musi być monitorowana. Na początku mojej pracy spotykaliśmy często ten problem – w LP słyszało się „to nie my odpowiadamy za bezpieczeństwo prowadzenia prac leśnych”, tylko zul, czyli podwykonawca.
Nasza kontrola dotyczy działalności jednostek Lasów Państwowych, a przedsiębiorcy leśni to jeden z kluczowych jej elementów. Jeżeli więc pracownik zulu nie ma kasku, to za brak kontroli odpowiada jednostka LP.
PEFC™ i FSC® nie robi rozgraniczenia pomiędzy pracownikami podwykonawców a zleceniodawców. Wszyscy, którzy uczestniczą w procesie gospodarowania lasem podlegają tym samym rygorom. A więc pilarz też podlega tej kontroli.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Jaki jest wasz stosunek do prac ręcznych, wciąż jeszcze obecnych w pracach leśnych?
Krzysztof Wypij: Pierwszą wykładnią jest nasze prawo pracy i na tym bazujemy. Na przykład przy ręcznym układaniu dużych stosów, z którym jeszcze niedawno się często spotykaliśmy. Są przypadki ewidentnego przekroczenia dopuszczalnych norm, które w trakcie audytu można wychwycić. To sprawdzamy, ale tak długo jak jest to dozwolone w prawie pracy, to nie możemy w to ingerować. Istnieje jeszcze np. motykowanie, ręczne przygotowanie gleby, które w wielu przypadkach wygląda archaicznie i pewnie sytuacja na rynku pracy to wyeliminuje. Wielu rodzajów prac wykonywanych w naszych lasach, nie ma już w innych krajach. Białorusini nie pamiętają już czasów kiedy była u nich zrywka ręczna.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Czy byłoby możliwe wprowadzenie osobnego audytu samych zuli? Pierwsze próby certyfikowania ich działalności przeprowadziła na swoim terenie RDLP Gdańsk, w ramach projektu Rzetelne Przedsiębiorstwo Leśne. Jak Pan ocenia to przedsięwzięcie?
Krzysztof Wypij: Z perspektywy czasu można ocenić, że przyniosło to swój skutek. Uważam, że był to krok we właściwą stronę. Oczywiście, że można certyfikować zulowców i tak już się dzieje w Szwecji czy w Niemczech, gdzie są osobne standardy dla zakładów usług leśnych. Np. zarządzający lasem, który chce posiadać certyfikat PEFC™ musi współpracować wyłącznie z zulami certyfikowanymi według standardu PEFC™ dla przedsiębiorców leśnych. U nas na razie nie słyszałem o konkretnych planach w tym zakresie. Wydaje się, że wszystko w rękach największego zamawiającego usługi leśne w naszym kraju. Jeśli nie będzie woli Lasów Państwowych, nie będzie certyfikacji dla zulowców.
Magdalena Bodziak GAZETA LEŚNA: Z czym wiąże się brak certyfikatów PEFC i FSC?
Krzysztof Wypij: Przede wszystkim z trudnościami w sprzedaży drewna. Nasz przemysł drzewny, meblarski jest nastawiony na eksport do krajów zachodnich. Bez wyrobów z certyfikatem nikt nie podpisałby z nimi umów na dostawy. W PEFC™ certyfikowane są wszystkie dyrekcje regionalne LP w Polsce, bez nadleśnictw: Białowieża, Browsk i Hajnówka. Certyfikacji FSC® nie mają też te trzy ww. jednostki, a także RDLP w Krośnie. Przemysł drzewny jakoś sobie radzi posiłkując się dostawcami np. z sąsiednich dyrekcji, z zagranicy lub bazując na procedurze tzw. „drewna kontrolowanego”. Gdyby jednak niecertyfikowanych jednostek LP było więcej, na pewno byłby to ogromny problem z punktu widzenia ekonomicznego. W grę wchodzą również kwestie wizerunkowe, prestiżowe. Również z tego powodu dla zarządzającego lasem, to jest istotne czy posiada się te certyfikaty, czy nie.
Źródło: Nowa Gazeta Leśna, Nr 7/2018